Anna Roszkowska (40l.)
Pracownik fizyczny
Kiedy w grudniu stanęłam na wagę i zobaczyłam na niej sto czterdzieści pięć kilogramów postanowiłam, że muszę coś z tym zrobić. Wtedy mąż pokazał mi w Internecie Artura Przybysza i jego wywiad w programie „Panorama”. Po obejrzeniu całości postanowiłam, że chcę się zapisać na jego zajęcia.
Zaczęłam chodzić na treningi czwartego stycznia. Noc, poprzedzającą pierwszy trening, miałam nieprzespaną. Zastanawiałam się, jak to będzie, kiedy tam pójdę. Stresowałam się bardzo i mocno to przeżywałam. Gdy wchodziłam do szkoły, w której odbywają się zajęcia, doznałam szoku. Wszyscy byli mili i życzliwi. Pierwszy trening był dla mnie bardzo ciężki. Obawiałam się, że nie dam rady podołać tylu ćwiczeniom. Ludzie, którzy ze mną trenują, wspierali mnie wtedy i motywowali do pracy. Jednak najbardziej motywujące są słowa trenera, który zagrzewa mnie i innych do ciężkiej pracy nad sobą. Dziś już trochę czasu minęło, czuję się dobrze i wiem, że dalej będę uczęszczać na zajęcia Fat Fight. Mam marzenie, żeby w dniu przystępowania córki do Komunii Świętej móc założyć sukienkę i wyglądać jak kobieta, a nie jak demon. Marzenia powoli zaczynają się spełniać.
Wszystkich puszystych demonów zachęcam do uczestnictwa w zajęciach Artura. Czujemy się tam jak jedna wielka rodzina. Nikt nikogo palcem nie wytyka, a bardziej mobilizuje do dalszego działania.
Marcin Robak (28l.)
Technik sceniczny/reżyser oświetlenia
O Fat Fight dowiedziałem się z portalu Facebook.com. Gdzieś mignął mi profil tych zajęć, ale na początku bałem się, czy dam radę. Zmiana przyzwyczajeń i wzięcie się za siebie to nie była dla mnie prosta decyzja, ale w końcu się zdecydowałem, bo nie lubiłem na siebie patrzeć w lustrze.
Na początku z moją formą fizyczną było źle, ale nie usłyszałem złego słowa od nikogo w grupie. Każdy, łącznie z trenerem, mnie wspierał. Powoli i systematycznie, wykonując wszystkie ćwiczenia, staję się coraz lepszy i sprawniejszy. Zajęcia spowodowały, że przede wszystkim mam ochotę ćwiczyć i robić coś ze sobą. Poprawiła się moja wytrzymałość i na pewno nie spocznę na laurach. Walczę dalej, bo o to chodzi w Fat Fight. Na pierwszych moich zajęciach pojawiłem się we wrześniu 2015 roku i powiem szczerze, że było niesamowicie ciężko, ale znam siebie na tyle, by wiedzieć, że należę do osób, które potrzebują swoistego kata nad głową i kogoś, kto stanie nade mną i będzie krzyczał do bólu, co mam robić i nie pozwoli mi przestać. Artur Przybysz i projekt Fat Fight idealnie się w to wpisują. Trener krzyczy na nas dokładnie tyle, ile trzeba i poprawia do skutku wszystkie nieprawidłowo wykonane ćwiczenia. Pot leje się litrami na parkiet, ale widać efekty i to jest najważniejsze. W pierwsze trzy miesiące schudłem ponad dziesięć kilogramów, pomimo tego, że nie mogę chodzić na wszystkie treningi ze względu na pracę. Chudnę dalej, bo mam obrany przez siebie cel.
Mówiąc o zajęciach należy wspomnieć także o atmosferze, która jest super. Poznałem masę fajnych ludzi i z biegiem czasu żałuję, że nie zapisałem się wcześniej.
Sławomir Wojtczuk (49l.)
Fleetmanager
– Moja przygoda z Arturem rozpoczęła w 2013 roku. Mając za sobą duży efekt jojo, natrafiłem w Internecie na felieton o gościu, który zrzucił ponad 80 kilogramów i dzieli się tą wiedzą oraz pomaga innym.
Wtedy nazywało się to transforMMAcja i ćwiczyliśmy w alejach Jerozolimskich w warszawskim klubie Everybody. Po jednym sezonie sprawa jakoś się rozjechała, chociaż nie powiem, bo efekty były, a konkretnie minus piętnaście kilogramów. Po pewnym czasie i wielu moich życiowych perturbacjach udało mi się wrócić do ćwiczeń pod okiem Artura. W 2015 roku, w sezonie wiosennym, udało mi się osiągnąć konkretną kondycję i wagę.
Mam już prawie 50 lat i podchodzę do tego tak, że jeżeli nie teraz, to kiedy? Jeśli nie doprowadzę swojego organizmu do odpowiedniego stanu i wagi skończy się to na pewno zawałem lub udarem, a o stanie swoich stawów nie wspomnę. Wiem doskonale, że nie będę już jak dwudziestolatek, ale to, co mi dało ćwiczenie z Fat Fight, zaskoczyłoby niejednego młodego.
Jakieś dwadzieścia pięć, trzydzieści lat temu, byłem bardzo aktywny fizycznie i systemy ćwiczeń nie były mi obce. Jednak u Artura ćwiczenia są inne. Nigdy nie wiesz, co będzie na treningu: wpierdziel, czy luzik i to też jest bardzo ciekawe. Nie ma nudy i monotonii, tylko „robota i robota”. Każdemu, kto ma problem ze sobą i swoim ciałem serdecznie polecam i zapraszam. To mega pozytywnie zakręcony gość i bardzo dobrze przygotowany merytorycznie. Sam to przeszedł, schudł, walczył z własnym ciałem i umysłem i wie, co robi dla naszego dobra.