Wiele osób w trakcie procesu redukcji tkanki tłuszczowej dochodzi do punktu, w którym ciało zaczyna nabierać wymarzonych kształtów, jednak wciąż pozostają pewne rejony, które są dalekie od ideału. Można czasem odnieść wręcz wrażenie, że tłuszcz wcale się tam nie spala. W przypadku kobiet najczęściej mówimy tu o biodrach, udach i pośladkach, w przypadku mężczyzn – zwykle najwięcej problemów sprawia brzuch, a w szczególności jego dolne rejony. Jak to się dzieje, że tłuszcz nie spala się z takim samym nasileniem we wszystkich partiach ciała i czy można coś z tym zrobić?
Kłopotliwa tkanka tłuszczowa
Na początek warto podkreślić, że w opornych rejonach znajduje się taki sam rodzaj tłuszczu (jeśli można użyć takiego stwierdzenia), jak w pozostałych partiach ciała, a problem z ową opornością leży w zupełnie innym miejscu. By wyjaśnić to zjawisko, należy przyjrzeć się bliżej katecholaminom. Są to pochodne tyrozyny wydzielane głownie przez rdzeń nadnerczy i zaliczamy do nich noradrenalinę, adrenalinę i dopaminę. Te nazwy brzmią dla wielu osób znajomo i kojarzone są z hormonami stresu i ucieczki. Słusznie, m.in. w takich sytuacjach są produkowane w dużych ilościach.
Warto jednak pamiętać, że wzrost ich poziomu pociąga za sobą szereg biologicznych reakcji, które mogą dotyczyć zarówno zmian tętna, ciśnienia czy poziomu glukozy. Nie każdy jednak zdaje sobie sprawę, że katecholaminy – głównie adrenalina – aktywują istotne szlaki metaboliczne prowadzące do spalania tkanki tłuszczowej. Związki te, by zapoczątkować szereg reakcji, muszą połączyć się ze swoistymi receptorami, które nazywamy adrenergicznymi. W ich obrębie wyróżniamy receptory alfa-1, alfa-2, beta-1, beta-2.
I tu możemy generalnie przyjąć, że noradrenalina łączy się z receptorami alfa, a adrenalina z receptorami beta. Mimo, że w tej chwili ta wiedza wydaje się całkowicie bezużyteczna, nakreślenie owych faktów jest niezbędne do wyjaśnienia, dlaczego w organizmie pojawia się oporny tłuszcz.
Dlaczego nie znika?
Stymulacja receptorów beta prowadzi do zwiększonej produkcji cyklazy adenylanowej i wzrostu poziomu cAMP. Jest to tak zwany drugi przekaźnik, który stymuluje bardzo wiele rekcji w organizmie, w tym tej, na której nam zależy – lipolizy, czyli jednego z etapów spalania tkanki tłuszczowej. Z drugiej strony, stymulacja receptorów alfa prowadzi do zmniejszonej produkcji cyklazy adenylanowej i spadku produkcji cAMP, a tym samym przyczynia się do lipogenezy, czyli procesów prowadzących do odkładania tkanki tłuszczowej.
Innymi słowy, gdy celem jest redukcja tłuszczu, zależy nam na tym, by dochodziło do stymulacji receptorów beta adrenergicznych, natomiast niekoniecznie receptorów alfa-adrenergicznych. Stąd poniekąd bierze się skuteczność sympatykomimetyków, które pośrednio lub bezpośrednio oddziałują na receptory beta-adrenergiczne, a stosowane są jako doping nie tylko w sportach sylwetkowych w celu spalania tkanki tłuszczowej, ale również w dyscyplinach wytrzymałościowych – właśnie do poprawy wytrzymałości.
Swoją drogą, leki te nie są sterydami, a w medycynie stosowane są np. w przypadku astmy, gdyż stymulacja receptorów beta adrenergicznych powoduje również rozszerzenie oskrzeli (i szereg innych zmian w organizmie). Stąd powiedzenie „z astmą nie wygrasz” (wybaczcie sarkazm, nie mogłem się powstrzymać), które rzucane było w kierunku Marij Bioergen, rywalki Justyny Kowalczyk, która z powodu astmy takie właśnie środki przyjmowała, co już na starcie dawało jej sporą przewagę.
Ale wróćmy do naszych receptorów, problem polega na tym, że nie są one rozlokowane „regularnie” w naszym organizmie i nie mamy na to wielkiego wpływu, w dużej mierze jest to uwarunkowane genetycznie. W miejscach, w których zlokalizowana jest oporna tkanka tłuszczowa, zwykle znajduje się więcej receptorów alfa niż beta. Wszystko to prowadzi do tego, że katecholaminy – docierając do tych rejonów – powodują silniejszą stymulację receptorów alfa, a w znacznie mniejszym stopniu receptorów beta, co przyczynia się do magazynowania tkanki tłuszczowej. Czasem te dysproporcje są naprawdę duże, co owocuje tym, że bardzo ciężko poradzić sobie z tłuszczem w tych miejscach.
W internecie spotkamy wiele magicznych formuł treningowych, które mają świetnie radzić sobie z owym problemem, prawda jest jednak taka, że receptory trudno oszukać i nawet setki powtórzeń wykonywanych na te partie na niewiele się zdadzą. Najlepszą metodą jest tu cierpliwość i uświadomienie sobie, że ten tłuszcz również można spalić, choć zwykle odbywa się to na szarym końcu. Jest jeszcze jedna metoda, która może nam nieco pomóc.
Johimbina
Tę część należy potraktować raczej w formie ciekawostki. Już wyjaśniam dlaczego. Johimbina to suplement diety, choć w tym przypadku słowo to może nie być do końca na miejscu, w naszym kraju bowiem oficjalnie nie jest dopuszczona do obrotu (jednak w wielu krajach można ją kupić w zwykłym sklepie z odżywkami).
Najczęściej johimbina stosowana jest jako… afrodyzjak. Poprawia bowiem ukrwienie narządów płciowych, zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn. I o ile nie kupimy jej w sklepie z suplementami, z łatwością dostaniemy ją w sex-shopie. Wszystkich zainteresowanych od razu uprzedzam – produkty dostępne w tego rodzaju sklepach „uciech” to zwykle wyciągi ziołowe, co oznacza, że po pierwsze znajduje się tam wiele dodatkowych substancji (które mogą powodować skutki uboczne), a po drugie – często standaryzacja lub innymi słowy procentowa zawartość johimbiny, jest bardzo dyskusyjna. Szczęśliwi mieszkańcy innych krajów najczęściej mają dostęp do johimbiny w postaci czystego farmaceutycznie chlorowodorku, który bije na głowę wyciągi ziołowe.
Ale dość rozważań nad formą i dostępnością, wszak produkt nie jest oficjalnie dopuszczony do obrotu i basta. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by przeanalizować, jak ten związek chemiczny może pomóc i nie mam tu na myśli popędu płciowego. Jeden z mechanizmów działania johimbiny polega na selektywnym hamowaniu aktywności receptorów adrenergicznych. Uważny czytelnik zapewne domyśla się, o które receptory tu chodzi – odpowiedź oczywiście brzmi alfa.
W praktyce, taki zabieg sprawia, że znacznie bardziej aktywne są receptory beta-adrenergiczne, choć może słowo bardziej aktywne nie jest tu na miejscu, należałoby raczej napisać, że dzięki hamowaniu receptorów alfa, silnie zaczyna się zaznaczać efekt biologiczny pochodzący z wiązania katecholamin przez receptory beta. Sprowadzając to do prostego języka – spalanie tłuszczu w trudnych rejonach staje się znacznie łatwiejsze. Warto jednak pamiętać, że oczywiście johimbina nie jest cudownym środkiem, który wykona za nas pracę, a – przede wszystkim – mieć świadomość, że może on powodować skutki uboczne, od bólów głowy po problemy z ciśnieniem. Tak więc, w żadnym wypadku nie zachęcam do jej stosowania i – jak wspominałem – należy traktować tę informację bardziej w formie ciekawostki.
Jacek Bilczyński