Rowerów treningowych widzieliście pewnie wiele, ale takiego z całą pewnością nie. Pewna hiszpańska firma postanowiła stworzyć coś znacznie bardziej ekscytującego, przynajmniej wizualnie. Czy lepiej sprawdza się w „realu”? Jeszcze nie udało nam się sprawdzić.
„Rower wodny” kojarzy nam się z pokaźnymi kadłubami z ośrodków wypoczynkowych, które oferują umiarkowany poziom rozrywki. Jednak sposobów na łączenie pedałowania z wodą jest całkiem sporo. Angielskie pojęcie aquabike obejmuje na przykład rowery stacjonarne, które umieszczone są pod wodą aż do kierownicy i w związku z tym wymuszają na użytkowniku naprawdę potężny wysiłek poprzez sam opór wody.
My jednak dziś zapomnijmy o wszystkich znanych już typach i skupmy się na ciekawej premierze z Hiszpanii, której autorzy liczą na zwojowanie rynku sprzętu treningowego. Sprzętu dla zamożnych, dodajmy, ponieważ mówimy o urządzeniu o wartości samochodu. Ten wyczynowy trimaran, stworzony z myślą o profesjonalnym treningu na wodzie, kosztuje ponad 40 tys. zł. Sporo, biorąc pod uwagę, że ponad dwa tygodnie po premierze nie wiemy nawet, na ile naprawdę skupiony na możliwościach treningowych jest ten przedziwny statek wodny.
Oczywiście o wypływaniu na otwarte może lepiej nie myśleć, ale wykonana z lekkiego polietylenu trójkadłubowa konstrukcja ma gwarantować użytkownikom tak stabilność na wodzie, jak możliwość skutecznego przemieszczania się w tempie porównywalnym do roweru, oczywiście z uwzględnieniem trudnego „terenu”, jakim jest tafla wody.
Połączenie roweru z trimaranem w tej wersji opracował Josep Rubau, który wcześniej projektował choćby auta Volkswagena. Estetycznie więc przyczepić się nie ma do czego. Otwarte pozostaje jednak pytanie, na ile ten wynalazek jest gadżetem dla bogatych, a ile wnosi do treningu. Na razie czekamy na odpowiedź.