Na co dzień pielęgniarka, ale w dniu zawodów jedna z najsilniejszych kobiet na świecie. Udowodniła to, podnosząc legendarne głazy Dinnie Stones jako zaledwie druga kobieta w historii.
Choć od wielu lat mieszka w Australii, Leigh Holland-Keen urodziła się w szkockim Dundee. Właśnie w Szkocji, w sierpniu 2018, przeszła do historii jako dopiero druga przedstawicielka „słabszej” płci, która zdołała podnieść Dinnie Stones. Dwa wielkie kamienie, których uniesienie jest marzeniem wielu siłaczy, ważą łącznie 332,5 kg. Większy to ponad 188 kg, a mniejszy – 144 kg.
Holland-Keen powtórzyła tym samym wyczyn Amerykanki Jan Todd, która do Aberdeenshire przyjechała w 1979 roku i została pierwszą strongwoman, która uniosła dwa głazy naraz. To wynik tym bardziej imponujący, że wiele pań próbowało, a tylko dwa razy się udało. Mężczyźni, których przyjeżdża tu znacznie więcej, podnieśli głazy już ok. 90 razy. Sześciu z nich zdołało je nawet przenieść z jednego końca mostu na drugi, ale tylko czterech w ostatnich 150 latach.
Skąd wyzwanie Dinnie Stones? Dwa granitowe fragmenty skały służyły jako odważniki budowlane podczas budowy mostu Potarch w 1860 roku. Podczas gdy budowlańcy trudzili się z ich przemieszczaniem, siłacz z sąsiedniej wsi Donald Dinnie był w stanie przenieść oba z miejsca na miejsce gołymi rękami. Stał się jednym z pierwszych światowej sławy strongmenów, a jego wyczyn do dziś pozostaje ogromnym wyzwaniem.
Dla Leigh Holland-Keen również nim był, ale walka z wyzwaniami to w jej rodzinie nie nowość. Rodzice również podnoszą ciężary, a jej ojczym sam jest na liście Dinnie Stones. Leigh pojawiła się na moście Potarch po raz pierwszy w 2017, gdy bez przygotowania postanowiła spróbować. Wtedy się nie udało, ale czuła, że jest w stanie to zrobić.
Po powrocie do Australii zamówiła wykonanie dwóch żeliwnych obręczy, jak te przy szkockich głazach. Następnie obciążała je aż do osiągnięcia podobnej wagi i przez rok ćwiczyła. Cztery sesje w tygodniu, dwie godziny podczas każdej. Wycieńczające, ale i skuteczne, ponieważ tym jednym wyczynem poprawiła wszystkie swoje dotychczasowe wyniki.
Dla niej podnoszenie ciężarów to ciągłe podejmowanie wyzwań i sprawdzanie siebie. A kluczem do skuteczności jest wytrwałość. – Dobrze jest stawiać przed sobą kolejne wyzwania. Jeśli próbujesz pierwszy raz i nie dasz rady, to masz nad czym pracować. Trwasz w tym celu i ostatecznie się udaje. A wtedy można być z siebie naprawdę zadowolonym – przyznaje Holland-Keen.
Na co dzień pielęgniarka, Leigh jest kobietą o subtelnej urodzie i przyznaje, że wśród ludzi wciąż istnieje przeświadczenie, że podnoszenie ciężarów nie jest dla kobiet. – Jest coraz lepiej, ale wciąż panuje mit, że jeśli dźwigasz, to jesteś bardzo męska i nie jest to zajęcie dla kobiet. Powoli rośnie jednak świadomość, że siła jest dobra dla organizmu. To też jakieś osiągnięcie, czujesz się naprawdę dobrze, gdy dajesz radę tyle podnieść – przyznaje siłaczka.
Leigh spędza w siłowni czas od 16. roku życia. W tygodniu poświęca na pracę nad siłą od 8 do 12 godzin. Ma ten komfort, że jej dyscyplina sportowa nie wiąże się z bardzo restrykcyjną dietą, dlatego nie boi się kalorii, a do obiadu może śmiało brać deser. Jedynie przed zawodami trzeba być ostrożnym z jedzeniem. Choć mieszka na drugim końcu świata, jedną z jej największych inspiracji jest Polka, Aneta Florczyk.